9.01.2011

Nie ciekawie...

Rozmawiałem ostatnio z Wred na temat hipokryzji. Doszliśmy do wniosku, że każdy tak na prawdę jest hipokrytą w pewnym stopniu. Rozumiem, jeśli ktoś jest hipokrytą w małym stopniu, ale jedna osoba przeszła samą siebie. Nie wiem czy ta osoba rozumie definicję współczucia, bo najwyraźniej chyba nie. Wyobraźcie sobie bogatą osobę, która przechodzi koło potrzebującego bezdomnego. Ta osoba myśli Hmm cóż za biedny bezdomny. Nie ma jedzenia i dobry los go w życiu opuścił, a następnie idzie dalej jak gdyby nigdy nic. Nie wkurza troszeczkę takie zachowanie? Mnie trochę tak. A to co zrobiła "osoba" wkurza sto razy bardziej. Większej hipokryzji nie widziałem. Mam kolejny dowód na to, że miłość to jest choroba, nie uczucie.
Pokłuciłem się dziś z kimś o coś. Dałem temu komuś ostatnią szansę. Jeśli ją straci to koniec. Nie nawidzę robienia z siebie skończonej ofiary. Mówienie o swoich problemach to jedno, a stwarzanie ich a potem użalania się nad swoim "jakże okrutnym" losem to już zupełnie inna para kaloszy... Przepraszam, że piszę tak chaotycznie, ale nie mogę inaczej jeśli piszę o czymś co mnie denerwuje.
Nawet już ja sam sobie dzień popsułem, bo gdy nudziłem się na WOŚP-ie bo ktoś miał przyjść, ale mu się odwidziało zadzwoniłem po tatę, żeby po mnie przyjechał. Powiedział, że zaraz będzie. Po jakimś czasie patrzę, a tu kto? Lesiu i Adik. Poszliśmy za halę i przyszli za raz Banan, Ewa, Martyna, Miłosz, Karolina i Kasia. No i oczywiście ja musiałem już iść, bo tata po mnie przyjechał. Ja to zawszę sobie coś fajnego zgotuję. No ale to było z mojej winy więc nie będę się nad sobą użalał, bo to ja wyjdę na hipokrytę.

2 komentarze: