17.05.2014

Epicko

Zdanie sobie sprawy jak bardzo w dupie jest się z nauką, brak snu, wczesna godzina, długie oczekiwania, nuda, mróz, ciągła ulewa, niedobór gotówki, najdłuższe kilometry w moim życiu oraz brak zrozumienia w poczuciu humoru nie przekreśliły tego wyjazdu. Było wspaniale! Rudy zapytał mnie, który zespół mi się nie podobał i nie mogłem odpowiedzieć, bo każdy miał coś w sobie ciekawego. Początkujący Sayes dał radę, zagrali bardzo przyzwoicie i zachęcili mnie do zapoznania się z ich twórczością; Kaliber44 to w ogóle nie mój klimat, ale pod sceną zostałem, było dobrze i wcale nie miałem ochoty iść gdzieś indziej; Jelonek swoją energią i poczuciem humoru doprowadził do pogo, w które weszły dzieciaki (moi nowi znajomi zostali tak nazwani przeze mnie ze względu na młody wiek i brak doświadczenia w patologii); zarówno muzyka, teksty jak i poczucie humoru Braci Figo Fagot w ogóle mi się nie podobały, lecz miały w sobie coś takiego co przyciągnęło publikę i dało również wielką energię (i dobrze!); po Epice spodziewałem się wielkiego szaleństwa z mojej strony, lecz tylko stałem sobie spokojnie, ale grali świetnie, nawet za świetnie, idealnie tak jak na albumie (może to tego wina? a może to moje zmęczenie?); no i przyszedł czas na siostry... The Sisters of Mercy zagrało lepiej niż się spodziewałem i zagrali "Temple of Love" dzięki czemu jestem spełniony. Choć warunki (nie znoszę tego słowa) były ciężkie, to atmosfera była cudowna (za jednym wyjątkiem, ale staram się wszystko zrozumieć). No i poza tym ciężki powrót, ciężki poranek, ogólnie ciężko. Ale przynajmniej przerwałem klątwę! Choć próbowała się ona przedrzeć do mojego życia, to i tak nie wygrała z poczuciem szczęścia! FAK JU, KLĄTWO.